Jak się legalnie pozbyć komornika? Oto kilka sposobów
Rozmawiamy z ekspertem od finansów i od antywindykacji - Panem Krzysztofem Oppenheimem, właścicielem Kancelarii Doradztwa Finansowego, który opowiada jak można legalnie obronić się przed skuteczną egzekucją komorniczą.
HomeTrendy – Panie Krzysztofie, postanowiłem wrócić do tematu, który dotyczy coraz większej ilości Polaków. Porozmawiajmy o tym, jak się pozbyć komornika - jeśli taka sytuacja nas dotknie.
Krzysztof Oppenheim – Na początek bardzo ważna kwestia. Komornik nie pojawia się bez powodu. Ani też nie pojawia się nagle, znaczy nieoczekiwanie. A więc najpierw powstaje jakieś niespłacone zobowiązanie. Na przykład: nie starcza nam środków na spłatę bankowej pożyczki: to chyba najczęstszy przypadek. Albo też, z powodu złej sytuacji finansowej nie płacimy czynszu za mieszkanie. Skoro wiemy o powstałych zaległościach, to musimy mieć też na względzie, że za jakiś czas do sprawy wejdzie komornik. Podkreślmy to jeszcze raz: za jakiś czas, a nie zaraz po niespłaconej racie!
HT. – Rozumiem, że egzekucja komornicza w przypadku powstania zaległości nie rozpocznie się z dnia na dzień. Ile może to potrwać?
K.O. – Minimum kilka miesięcy, zwykle dłużej. Zależy to w dużej mierze od działań dłużnika. Najgorsza jest bierność, bo brak reakcji znacząco przyspiesza prawne procedury. Posłużmy się przykładem. Jeśli w pewnym momencie stwierdzam, że nie jestem w stanie spłacać pożyczki, której rata wynosi np. 1 tysiąc złotych i po prostu „chowamy głowę w piasek”, unikając kontaktów z bankiem, potem także nie odbieramy groźnie wyglądających korespondencji, np. tych z sądu, to komornik może zapukać już po ok. 6-ciu miesiącach od powstania pierwszej zaległości. Ale jeśli bronimy się świadomie, czyli zgodnie ze sztuką antywindykacji, wówczas może się zdarzyć, że przez następne 5 lat nie będzie w naszym życiu ekonomicznym towarzyszył nam komornik. Szczególnie, jeśli mieszkamy w Warszawie, lub w innym dużym mieście.
H.T. – Nawet pięć lat? Jak to możliwe?
K.O. – To dość proste. Patrząc od końca: komornik przyjdzie wtedy, jeśli wierzyciel (w tym wypadku bank) będzie miał w ręku tytuł egzekucyjny, czyli wygraną sprawę w sądzie. Ale sąd to zawsze co najmniej dwie instancje: pod warunkiem jednak, że się bronimy, tj. odpowiadamy na kolejne pisma procesowe. Każda instancja może potrwać 2 lata – jeśli oczywiście wykonujemy odpowiednie działania przedłużające procedury sądowe. I do tego dochodzi tzw. etap przedsądowy, czyli nasza korespondencja z bankiem, którą wykonujmy po to, aby ten etap maksymalnie wydłużyć. Na przykład do roku czasu. W każdej sprawie te etapy muszą zaistnieć, pod warunkiem, że nie poddamy się bez walki…
H.T. – Z pewnością takie odciąganie w czasie egzekucji ma głębszy sens? Pewnie chodzi o to, aby się na wizytę komornika odpowiednio przygotować?
K.O. – Świetnie Pan to ujął. Najlepsza wersja wydarzeń, to taka sytuacja, kiedy komornik prowadzący egzekucję widzi od razu, że … nic nam nie może zabrać. Nie mamy – na siebie - bowiem ani mieszkania, ani samochodu, brak środków na koncie osobistym. A co do dochodów: albo ich nie osiągamy, albo są to takie dochody, które nie podlegają egzekucji. Na przykład zarabiamy na etacie minimalną krajową: wtedy, zgodnie z obowiązującymi przepisami, komornik tych środków zabrać nam nie może.
H.T. – Rozumiem: czyli jeśli mamy kilka lat spokoju od komornika, w tym czasie możemy pozbyć się całego majątku, a także postarać się, aby uzyskiwane dochody nie podlegały zajęciu. Załóżmy, że to się udało. I co wtedy?
K.O. – W takiej sytuacji jesteśmy w pełni przygotowani na nadejście komornika. Ten najpierw wszystko sprawdzi (jest taki specjalny system pod nazwą OGNIVO, który pozwala komornikowi namierzyć majątek posiadany przez dłużnika), zobaczy, że nie pożywi się ani z majątku, ani z naszych dochodów – to potem sam będzie chciał dość szybko umorzyć sprawę, czyli zakończyć postępowanie. Mamy więc pierwszą metodę legalnego pozbycia się komornika: sam sobie pójdzie, kiedy stwierdzi, że nie wyciśnie od nas nawet złotówki…
H.T. – Niby proste. Ale co wtedy, jeśli np. posiadamy mieszkanie, jest tam kredyt hipoteczny więc nawet nie bardzo możemy się go pozbyć. Albo bardzo tego nie chcemy. Jak możemy mieszkanie uratować przed egzekucją komorniczą?
K.O. – Można mieć we władaniu dany składnik majątku (także mieszkanie), nie będąc jego właścicielem. Krótko mówiąc wystarczy zmiana własności, a kiedy w dziale II-gim księgi wieczystej nie będzie nazwiska dłużnika – komornik nie ma prawa tknąć takiej nieruchomości.
H.T. – To kto w takiej sytuacji będzie nowym właścicielem tego mieszkania?
K.O. – Albo osoba trzecia, czyli oczywiście ktoś z naszych najbliższych, albo podmiot, który całkowicie jest pod naszą kontrolą. Jedna ważna kwestia: zmiana własności musi być dobrze przemyślana, bo jeśli tę „akcję” zrobimy nieumiejętnie, to grozi nam tzw. skarga pauliańska. Musimy się przed tym zabezpieczyć – tu więcej szczegółów zdradzić nie mogę, to nasze know-how.
H.T. – No dobrze, majątku się pozbyliśmy. Ale jak ukryć dochody przez komornikiem? To chyba nie takie proste, przecież nie w każdym przypadku chcemy pracować „na czarno”? Ja bym na to nie poszedł.
K.O. – Odnośnie ochrony dochodów dłużnika: jest to bardzo proste, jeśli prowadzimy działalność gospodarczą. Wtedy wystarczy założyć nową spółkę z o.o. i jeśli ten podmiot nie narobi długów – komornik nie może tknąć konta tej spółki. Takie mamy w Polsce prawo, czyli opisana obrona dochodów jest całkiem legalna! I w stu procentach bezpieczna.
H.T. – Ale nie uda nam się „schować” dochodów przed komornikiem, jeśli mam etat w korporacji. Czy i tu coś Pan może wymyślił?
K.O. – Nie ja, tylko odpowiednie przepisy obowiązującego prawa. Taki dłużnik może zostać wtedy „alimenciarzem”. Jest to dość łatwe, w przypadku posiadania dzieci. Wystarczy wtedy podpisać odpowiednią ugodę alimentacyjną, w obecności mediatora sądowego (a więc wcale nie musimy tego załatwiać w sądzie!) i jeśli to zakończmy sukcesem, komornik ma obowiązek – w pierwszej kolejności – zabierać kasę z umowy o pracę na rzecz zobowiązań alimentacyjnych. Czyli te środki trafią … do naszych dzieci. Przykład: jeśli mamy w ten sposób ustalone alimenty miesięczne na 3 tys. zł, kierujemy sprawę ściągania alimentów do wybranego komornika. Ten je co prawda zabiera z naszego miejsca pracy (tj. od pracodawcy), ale potem przekazuje na rzecz dzieci. Czyli te środki wracają do nas. Koszt takiej operacji – 300 zł, tyle weźmie komornik z tytułu swojej prowizji. Gdyby alimenty nie były zasądzone – wtedy całe 3 tys. zł trafią do wierzyciela, czyli np. do banku.
H.T. – To może jeszcze jedna sytuacja, taki przypadek „z życia wzięty”. Jakiś czas temu mój kolega – zupełnie z zaskoczenia – dostał pismo od komornika, który zabrał koledze środki z konta osobistego i na dodatek wszedł na hipotekę mieszkania. Jak to mogło mieć miejsce?
K.O. – Skoro pojawił się komornik, to znaczy, że sprawa – pewnie było to jakieś niespłacone zobowiązanie – musiała wcześniej trafić do sądu. Zdarza się jednak – i to wcale nie tak rzadko – że w treści pozwu wierzyciel podaje błędny adres dłużnika, czyli pozwanego. W konsekwencji pozwany, czyli w tym wypadku Pana kolega, nie ma pojęcia o toczącej się sprawie, gdyż pozew trafia na błędny adres. Czyli nie tam, gdzie faktycznie mieszka pozwany. W polskim prawie, w wielu przypadkach – także w niektórych sprawach sądowych – przyjmuje się, że przesyłka dwukrotnie awizowana i nieodebrana została „dostarczona”, co nazywa się w języku sądowym jako „doręczenie zastępcze”. I to mogło się przydarzyć Pana koledze.
H.T. – No dobrze, ale czy można sobie z taką sytuacją poradzić? Czyli jak się możemy pozbyć się komornika, kiedy pozew został wysłany na zły adres?
K.O. – Nie jest to trudne zadanie dla fachowca. Musimy udowodnić, że faktycznie pozwany nie mieszkał pod adresem, gdzie został skierowany pozew. Występujemy więc do sądu o unieważnienie wyroku, co nazywa się w języku prawniczym jako „wniosek o przywrócenie terminu”. Jak się to uda – a tu mamy skuteczność na poziomie ok. 90 procent – pozbywamy się komornika, bowiem traci ważność tytuł egzekucyjny, na podstawie którego komornik wszczął egzekucję. Proste, jak Pan widzi.
H.T. – Mamy jeszcze w arsenale upadłość konsumencką. Tą dziedziną także zajmuje się Pana Kancelaria. To chyba najlepsze rozwiązanie?
K.O. – O nie, to bardzo myląca opinia! Upadłość konsumencka ma sporo zalet, ale najczęściej zupełnie się nie sprawdza, jeśli wnioskodawca posiada majątek. Wtedy musi go oddać syndykowi do sprzedaży. Poza tym czasem zaślepieni chęcią pozbycia się długów, zapominamy o pewnych wydarzeniach z przeszłości, które uniemożliwią nam oddłużenie tę metodą. Wtedy mamy kilka lat straconych, poniesione wcale niemałe koszty i finalnie kończymy nieudaną próbę pozbycia się długów w dużo gorszej sytuacji, niż byliśmy przed wejściem w upadłość konsumencką.
H.T. – Panie Krzysztofie, dziękuję za naszą rozmowę i tak cenne porady. Pozostaje życzyć naszym Czytelnikom, aby nigdy ich takie problemy nie dotknęły. Niestety, życie czasem płata różne figle i wtedy trzeba umieć się obronić przed bezdusznym systemem. Raz jeszcze dziękuję za rozmowę!
-----------------------------------------------------------------------------------
Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy od kredytów hipotecznych, restrukturyzacji i konsolidacji zobowiązań, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się także m.in. w upadłości konsumenckiej, rozwiązywaniu problemów kredytów „frankowych”, oraz w pomocy kredytobiorcom (w tym także przedsiębiorcom) przy ich sporach z bankami. Od kilku lat prowadzi Kancelarię Doradztwa Finansowego ze specjalizacją – antywindykacja.
Zobacz podobne artykuły:
Czy odmrożenie kredytów wystarczy, by ruszyła sprzedaż mieszkań?
Prawo i Finanse
2022.12.30
Komornik nie taki straszny, jak go malują
Prawo i Finanse
2022.07.05
Sytuacja kredytowa w Polsce
Prawo i Finanse
2022.05.24
Meble z drewna brzozowego Amelia
Wyposażenie / Meble
2024.10.25
Postaw na kolekcję Gaja
Wyposażenie / Meble
2024.09.17
Udane połączenie
Wyposażenie / Meble
2024.07.31